Blog

.: ekonomicznie (nie)wyedukowani :.

Data dodania: 23.04.2017

Świat biznesu zaskakuje – i to nie tylko technologicznymi nowinkami, ale również podejściem do spraw finansowych i problemów etycznych. W wielu sytuacjach osoby, gównie te starsze, „niejako” przyzwyczajone do odpowiedzialności państwa za skutki działań ekonomicznych przedsiębiorstw, zupełnie nie mogą się odnaleźć – jakoś nie mieści im się w głowie, że ktoś, kto oferuje wypracowanie kilkunastu procent zysku miesięcznie, może się nie wywiązać ze swojego zobowiązania. Nie zastanawiają się nad istotą przedsięwzięcia, w które inwestują często ogromne sumy, tylko dlatego, że zobaczyli reklamę w telewizji. Nie biorą pod uwagę tego, że przedsiębiorca prowadzi finansową piramidę, świadomie „ściągając” pieniądze od łatwowiernych klientów, po czym „zwija” biznes po 2-3 latach zostawiając zainteresowanych na przysłowiowym lodzie. I właściwie osobom, które większość swojego życia przeżyły w PRL-u, trudno się dziwić – nie miały szansy na ekonomiczną edukację, a ich mentalność i zdolności poznawcze nie pozwalają na nabywanie nowej wiedzy z dziedziny inwestowania lub finansów. Zupełnie jednak nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak dużo osób z młodego pokolenia nie ma tego, co można by nazwać „finansowym wyczuciem” lub zdroworozsądkowym podejściem do pieniędzy. Czy winna jest tu tylko chęć szybkiego bogacenia się, która, kolokwialnie mówiąc „uderza do głowy”, czy też po prostu zwykłe szkolne lenistwo. Przecież w podstawach programowych zagadnienia ekonomiczne zaplanowano i w gimnazjum, na lekcjach wiedzy o społeczeństwie, i w szkołach ponadgimnazjalnych w trakcie zajęć podstaw przedsiębiorczości lub ekonomii stosowanej. Być może winny jest również system szkolnictwa – zbyt dużo teorii, za mało praktyki albo lekceważące podejście do przedmiotu- zarówno od strony uczniów jak i nauczycieli. Kto wie, może wszystkie te przyczyny nakładają się na siebie, a może istnieją jeszcze inne czynniki sprzyjające ekonomicznemu niedouczeniu społeczeństwa.
Jednak dla pełnego obrazu trzeba też spojrzeć na drugą stronę medalu – a zatem na wszystkich tych, którzy z piramid finansowych żyją. To przede wszystkim twórcy systemu, którzy czerpią ze swojego biznesu krociowe zyski. Obok nich, i niejako na ich zlecenie funkcjonują naganiacze – czyli osoby, których zadaniem jest skłonienie do inwestowania jak największej liczby potencjalnych klientów w zamian za premię naliczaną od każdego zwerbowanego. Naciągacze nie przebierają w środkach – dozwolone są wszystkie chwyty dla pozyskania nowego „udziałowca”. To właśnie w tym celu organizowane są tzw. bussiness lunch-e, na których, oprócz zjedzenia eleganckiego posiłku, odbywa się odpowiednie szkolenie. Eksperci pracujący na zlecenie twórców piramidy, przekonują potencjalnych klientów, że przyszłość należy do nich, o ile tylko zdecydują się zainwestować. Na takich samych zasadach organizowane są szkolenia wyjazdowe, na które zapraszane są osoby posiadające spore środki finansowe. Oczywiście płacą za swój pobyt, ale cena jest więcej niż okazyjna: oprócz ekskluzywnego hotelu dostają porcję biznesowej wiedzy i niespotykaną ofertę inwestycyjną, składaną w okolicznościach zupełnie nieformalnych. Fantazje i marzenia o bogactwie zaspokajane są również dzięki internetowym show, zazwyczaj na kanale YouTube, gdzie twórcy piramid i osoby je reklamujące eksponują zalety „inwestowania”. Nie da się ukryć, że muszą wykonać sporą pracę i wydać sporą kwotę, aby uwiarygodnić swój przekaz, chociażby przez wynajęcie luksusowych samochodów, eleganckich rezydencji, podróż w nietypowe i malownicze miejsca. Wszystko tylko po to, by w krótkim czasie nakręcić kilkadziesiąt filmów i wykonać setki zdjęć, którymi mamić będą naiwnych klientów przez kolejny rok. Mimo niezwykle prostego mechanizmu to działa – piramida zyskuje nowych członków, a z ich pieniędzy finansowane są między innymi zarobki naciągaczy. Jak wysokie? Czasem to kilkadziesiąt tysięcy, czasem tylko kilka.
Jednak w świecie finansowych piramid można też spotkać świadomych graczy – którzy świetnie zdają sobie sprawę z mechanizmów, jakimi rządzą się piramidy, wyszukują te, które dopiero się „rozkręcają”, inwestują w nie własne środki finansowe po to, by w odpowiednim momencie się wycofać. To ryzykowna, ale opłacalna gra o ile dobrze wybierze się moment.
Na końcu tego łańcucha zarabiających znajdują się ci, z których pieniędzy jest finansowana cała ta zabawa. To inwestorzy, a raczej jelenie – z pewnością niczego nie zarobią, a jedynie stracą… Tylko trudno im to uświadomić „przed szkodą”.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości