Blog

.: zamiast kredytowych :.

Data dodania: 31.05.2017

Nigdy nie ukrywałam, że lubię płacić kartą. W ostatnim czasie jest to coraz bardziej wygodna opcja, bo z roku na rok przybywa placówek akceptujących tego typu  płatności. Jednak moja karta to debetówka , bezpośrednio powiązana z kontem osobistym, gdyż niespecjalnie podoba mi się opcja zadłużania związana z kartą kredytową. Tak, wiem – taki kredyt mogę mieć za darmo, ale jak na razie nie odczuwam takiej potrzeby. I tu świetnie wpisuję się w trend panujący na polskim rynku pastykowego pieniądza. Od 2009 roku, kiedy liczba kart kredytowych sięgnęła w naszym kraju 11 mln, ich ilość systematycznie spada. W 2010 było ich o 2 mln mniej, w 2011 – 6,9 mln, 6 mln w 2014, a obecnie 5,8 mln. Dlaczego tak się dzieje? Bankowcy podają kilka przyczyn. Pierwsza z nich to świadoma rezygnacja klientów ze wspomnianego bankowego produktu. W wielu przypadkach bywało bowiem tak, że karta kredytowa trafiała do portfela w pakiecie z inną usługą. W moim przypadku był to kredyt hipoteczny, który miał nieco korzystniejsze oprocentowanie z uwagi na posiadanie różnych produktów finansowych tego samego operatora. Kolejną przyczyną może być fakt, iż do niedawna realizowanie wszelkich płatności internetowych mogło odbywać się jedynie za pośrednictwem kredytówki. Podobnie było rezerwacją hoteli, wypożyczeniem samochodu, opłatą za bilety lotnicze itp. Teraz wszystkie te czynności można zrealizować za pomocą dowolnego plastykowego pieniądza, a więc finansowanie pożyczonymi pieniędzmi nie jest jedyną opcją. Co więcej, w większości wypadków debetówki to karty wypukłe (embosowane) – coraz częściej wracające do łask, mimo iż w naszym kraju praktycznie nie funkcjonują imprintery, czyli terminale starego typu pozwalające na akceptację płatności offline dzięki odbiciu wizerunku karty na specjalnym papierze. Jednak za granicą takie rozwiązania wciąż są popularne, a ponadto wypukłości nie wycierają się po długim okresie użytkowania i zawsze można z nich odczytać numer karty, niezbędny przy transakcjach internetowych. Dodatkowym powodem odchodzenia od typowych kart kredytowych jest rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego, która kilka lat jasno określiła, że tego rodzaju plastykowy pieniądz to produkt kredytowy, a formalności związane z ich wydaniem nie mogą ograniczać się do złożenia oświadczenia przez klienta. Inny powód to przejęcie funkcjonalności kart przez inne produkty: np. pożyczki gotówkowe spłacane w ratach, z których konsumenci korzystają znacznie częściej przy finansowaniu większych zakupów. Być może na ilość kart kredytowych w obiegu ma również fakt, że banki coraz mniej na nich zarabiają. Zazwyczaj opłaty uiszczane przez klientów dotyczą wydania plastyku, odsetek naliczanych w momencie, gdy zadłużenie nie zostanie spłacone w terminie oraz interchange, czyli prowizji, którą sklep płaci wydawcy karty. O ile te wymienione na początku zależą tylko i wyłącznie od banku, to odsetki uzależnione są od stóp procentowych i obecnie nie przekraczają 10%.  Również opłata intercharge w ostatnich latach spadła z ok. 1,3% do 0,3% i jest na tyle niska, że bankom coraz mniej opłaca się zachęcać klientów do korzystania z karty przy pomocy  programów money back.
Biorąc pod uwagę przytoczone powyżej powody wydawać by się mogło, że zmierzch kart kredytowych jest nieuchronny. Tymczasem wśród klientów mają one dużą rzeszę zwolenników, w City handlowym przeprowadzono badania wskazujące, że  45% posiadaczy kart używa ich co najmniej  kilka razy w tygodniu, a przynajmniej raz w miesiącu - 89%. Co więcej, statystyki wskazują, że ci, którzy używają  tego typu plastykowego pieniądza zazwyczaj równie aktywnie korzystają z innych produktów bankowych. A to dla banku bardzo istotne.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości