Blog

.: chwilówka inaczej :.

Data dodania: 6.06.2017

W ostatnim czasie żadna z oglądanych reklam nie irytowała mnie równie mocno jak ta z tekstem „Gdy potrzeba siana…”. Oczywiście chodzi o ofertę firmy pożyczkowej należącej do spółki Everest Finanse S.A., której spoty coraz częściej goszczą w telewizyjnym bloku reklamowym. To zresztą normalne w rym segmencie rynku – tak reklamują się Provident, Wonga.com Vivus czy Hapi. Sama procedura udzielania pożyczki jest uproszczona do minimum, a ryzyko związane z niespłacalnością przedsiębiorstwa finansowe rekompensują sobie wysoką RRSO – często przewyższającą 100%. O tym, że chwilówki nie zawsze są spłacane terminowo najlepiej świadczą dane BIK – zgodnie z nimi aż 40% klientów firm pożyczkowych spóźnia się ze spłatą długu powyżej 90 dni. W przypadku banków ta sytuacja dotyczy niespełna co dziesiątego kredytobiorcy. Trudno się dziwić – nie każdy, kto chce dostaje kredyt, a w przypadku firm pożyczkowych jest niemal zupełnie odwrotnie - mało kto zostanie odesłany z przysłowiowym kwitkiem. Kto najczęściej korzysta z pożyczek w firmach pozabankowych? To najczęściej osoby, które nie przekroczyły 34 roku życia - stanowią one 62% wszystkich klientów. Ciekawe jest to, że sięgając po chwilówkę nie sprawdzają bankowych ofert, bo zazwyczaj powodem zaciągania zobowiązania jest konieczność posiadania gotówki tu i teraz, trochę w myśl hasła będącego życiowym mottem wielu Polaków: Żyje się tylko raz! Firmy pożyczkowe wyspecjalizowały się w szybkiej realizacji oferty – często od złożenia wniosku do przekazania pieniędzy nie upływają nawet 24 godziny… Klient otrzymuje pieniądze bezpośrednio do ręki lub na wskazane konto, a później musi je zwrócić wraz z prowizją, odsetkami i innymi opłatami w wyznaczonym dniu lub umówionych ratach. Jest drogo i raczej tradycyjnie, jeśli chodzi o produkt, a jedynym nowoczesnym elementem całego procesu pożyczkowego jest możliwość skorzystania z Internetu jako medium komunikacyjnego, i to też nie we wszystkich firmach pożyczkowych. Trochę inaczej, zgodnie z trendami XXI wieku, na rynku funkcjonuje firma pożyczkowa YOL. Tak przy okazji, YOLO to akronim od angielskich słów You Only Live Once (Żyje się tylko raz), można więc przez ten pryzmat popatrzeć na docelową grupę klientów. Pamiętajmy – to ludzie młodzi, którym raczej nie w smak jest przyznawanie się do braku gotówki. Być może właśnie dlatego YOLO proponuje swoim klientom zupełnie inne rozwiązanie w kwestii przekazywania środków finansowych. Zamiast gotówki lub przelewu otrzymują oni kartę, podobną w konstrukcji do kredytowej, z limitem w wysokości 3000 zł na okres pół roku. To tzw. „trzynastka”, obsługiwana przez organizację VISA. Można nią zapłacić w sklepie lub wypłacić gotówkę z bankomatu, a za każde pożyczone 100 zł w skali miesiąca trzeba zapłacić 6,60. Dużo i niedużo – spece od sprzedaży powiedzą, że to tyko 22 grosze dziennie, ale realnie stopa oprocentowania to 87%, przy założeniu, że wykorzystujemy cały limit i przez pierwszy miesiąc korzystamy z pieniędzy bezpłatnie, bo tak stanowi regulamin. Warto jeszcze wspomnieć, że koszty powiększają się o złotówkę czyli wartość przelewu bankowego, którym klient weryfikuje umowę podpisywaną z YOLO. Rozwiązanie jest niemal perfekcyjnie skrojone pod chwilówkowego klienta – dane statystyczne wskazują, że najczęściej potrzebuje on pieniędzy na niespodziewane wydatki (37%) lub codzienne transakcje, czyli po prostu na życie (23%). 17% pożycza na remont mieszkania, 18% - na sprzęt AGD, a 15 % - na leczenie. Ciekawą opcją jest to, że jeśli pożyczkobiorca sumienie wywiąże się ze swoich zobowiązań po upływie półrocznego okresu umowy może ubiegać się o przedłużenie oferty oraz podniesienie dostępnego limitu do kwoty 4000 zł. Chętnych nie brakuje – YOLO od października 2016 roku sprzedało 1000 kart z łącznym limitem ponad 2,6 mln zł, a do końca 2017 zamierza zwiększyć portfel do 16,8 mln zł.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości