Blog

.: inwestowanie w… siebie :.

Data dodania: 1.06.2013

Właściwie mam mieszane uczucia – trudno mi określić, czy to, o czym dziś piszę, jest formą zwykłego lansowania się czy też poważną inwestycją na przyszłość. 7 czerwca kończy się licytacja lunchu z Warrenem Buffettem, można jeszcze go niej przystąpić na ebay’u. Jednak kwota wywoławcza to, bagatela!, 25 tysięcy dolarów, a kto wie na ilu może się skończyć. W ubiegłym roku taka przyjemność kosztowała 3,5 miliona dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje 11 milionów. Czego można się po takim spotkaniu spodziewać – tu trudno spekulować, bo Warren Buffett to nietuzinkowa osobowość. Przez wielu jest uważany za niekwestionowaną wyrocznię w sprawach biznesu i inwestycji, sam o sobie mówi, że nie lokuje swoich pieniędzy w coś, czego nie rozumie, bo najlepszy jest prosty biznes. Tak na marginesie - ciekawe czy słowo „prosty” ma to samo znaczenie i dla guru, i dla nas? Jednak wracając do meritum – owszem, zdarzało się, że po spotkaniu z Buffetem niektórzy otrzymywali  propozycję pracy, ale nie jest to regułą. Podobno w tym roku na taki obrót sprawy nie ma co liczyć. Wygrywającemu licytację z pewnością pozostanie zdjęcie z jednym z najbogatszych ludzi na ziemi, które może stać się trampoliną do kariery, a być może słynny inwestor dorzuci kilka swoich rad, ponoć bezcennych. Pytanie tylko, czy wygrany szczęśliwiec będzie umiał z nich skorzystać…
I żeby wszystko było jasne – wszystkie wylicytowane pieniądze zasilają konto fundacji „Glide”, której celem jest pomoc ubogim i bezdomnym w San Francisco.
No cóż, świat wielkiej finansjery dla wielu śmiertelników jest nieosiągalny – inni, zamiast płacić krocie za spotkanie z gwiazdą, wolą zainwestować pieniądze w „prosty biznes”, taki, który najzwyczajniej w świecie rozumieją.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości