Blog

.: gorący pieniądz :.

Data dodania: 19.12.2014

Dzisiaj wracając z pracy na ulicach mojego, niewielkiego przecież, miasta doświadczyłam istnego pandemonium. Wszystkie skrzyżowania były wręcz zakorkowane, a sznury samochodów stały od świateł do świateł… O drogach dojazdowych do dyskontów i marketów nawet nie chcę wspominać… Trwa istny szał zakupów. Ale nie tylko u nas - również mieszkańcy Rosji rzucili się do sklepów, jednak ich zakupy nie mają nic wspólnego z nadchodzącymi świętami. Właściwie wykupowane jest wszystko, co jeszcze nie podrożało: żywność, sprzęt elektroniczny, kosmetyki odzież, sprzęt gospodarstwa domowego czy biżuteria. To skutek gwałtownego spadku wartości rosyjskiej waluty: w ostatni wtorek, okrzyknięty przez media mianem czarnego, za jednego dolara płacono 80,1 rubla, a za jedno euro aż 100 rubli. To zaskakujące ceny, jeśli wziąć pod uwagę, że w bankach na elektronicznych tablicach z kursami walut  nie przewidziano trzycyfrowych wartości – dlatego wspomniane placówki niemal „na gwałt” wymieniają w nich wyświetlacze. Zresztą, kurs wyświetlany jest tylko pro forma, gdyż zakup obcej waluty graniczy z cudem - w rosyjskich bankach skończyły się dolary i euro. Przed sklepami ustawiają się  kilkusetmetrowe kolejki, a proces zakupu przypomina bitwę: w koszykach ląduje to, co ma jakąkolwiek wartość. Nikogo nie dziwi, że klienci chcą wymienić gorące ruble na konkretny towar, bądź kupić  inną, „twardą” walutę w kantorze. Wśród kupujących szczególną popularnością cieszy się elektronika, którą dzięki niskiemu kursowi walutowemu można nabyć taniej niż gdziekolwiek indziej na świecie. Podobnie dzieje się z meblami –  przykładowo z kultowym produktem szwedzkiej IKEI, czyli regałem Billy, który obecnie kosztuje 1990 rubli, czyli mniej więcej 30 dolarów. Nie tak dawno za taki sam zakup trzeba było zapłacić równowartość 62 dolarów, dlatego dla szturmujących sklepy Rosjan tego typu produkty są szczególnie pożądane. IKEA, nienadążając za zamówieniami, musiała nawet zwiesić sprzedaż niektórych artykułów oraz pracuje nad podniesieniem cen. Podwyżki zapowiadają również inne zagraniczne koncerny: Apple, Renault lub McDonald’s. Dla bogatszej części społeczeństwa dobrą metodą na wydawanie pieniędzy, które lada moment mogą być nic nie warte, stało się kupowanie luksusowych samochodów. Według Bloomberg Businessweek sprzedaż Porsche wzrosła o ponad połowę, a Lexusa – o 60%. Dodatkowo realizacja płatności jest coraz trudniejsza -  powoli przestają funkcjonować bankomaty, zaś niektóre sklepy odmawiają przyjmowania zapłaty kartą. Nie wygląda to zatem zbyt fajnie, i tylko czekać, jak również i nam odbije się czkawką.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości