Blog

.: co w restauracji piszczy :.

Data dodania: 17.01.2016

Lizbona. Jest czwartkowy późny wieczór – wraz ze znajomymi siedzimy w niewielkiej knajpce, zajadając się pysznościami. Wszystkie stoliki są zajęte, kelnerzy uwijają się jak w ukropie, a przed drzwiami na zwolnione miejsca czeka kilkanaście osób. Pytam, czy tutaj zawsze jest tak gwarno i tłoczno – okazuje się, że tak, bo kuchnia smaczna, a ceny przystępne… Piątkowy wieczór spędzamy w bardziej ekskluzywnym miejscu – na restaurację zaadaptowano stary browar przy dawnych portowych magazynach, które teraz zamieniono w dyskoteki i nocne kluby. Mimo wyższych cen, podobnie jak w lokalu, w którym byliśmy dzień wcześniej – tu również wszystkie stoliki są zajęte, a bez wcześniejszej rezerwacji nie ma co liczyć na posiłek.  Nasi znajomi twierdzą, że Portugalczycy jadają główny posiłek (czyli wieczorny obiad) na mieście przynajmniej dwa razy w miesiącu, i nie wliczają w to lunchów, na które wychodzą podczas przerwy w pracy. Po powrocie do kraju w porze obiadowej  zaglądamy do warszawskiego lokalu – sala też do pustych nie należy. W moim mieście to nie do pomyślenia – można powiedzieć, że w restauracjach bywa się „od wielkiego dzwonu” , a na lunch, częściej zwany po prostu  drugim śniadaniem, mało kto wychodzi poza miejsce pracy, ograniczając się do spożycia kanapki lub przygotowanej w domu sałatki. Wytłumaczenie wydaje się  proste - mieszkam na prowincji, przeciętne zarobki nie sięgają średniej krajowej, a jak wiadomo posiłki poza domem są znacznie kosztowniejsze niż przygotowywane samodzielnie. Zatem w lokalach – przysłowiowa „bryndza”, chociaż sytuacja wygląda inaczej, gdy spojrzymy na raport „Polska na talerzu” przygotowany w ubiegłym roku na zlecenie MAKRO Cash&Carry. Okazuje się, że Polacy coraz częściej są gotowi spędzać czas poza domem, ze znajomymi i przy dobrym jedzeniu. Dzieje się tak nie tylko od święta – z okazji urodzin czy ważnej rocznicy, ale również na co dzień. Jadanie na mieście powoli staje się popularnym trendem, głównie wśród osób z przedziału wiekowego 18-24 lat, z których prawie 64% przynajmniej raz w tygodniu korzysta z lokali gastronomicznych. Inaczej jest wśród  osób w wieku powyżej 65 lat - tu odsetek wynosi jedynie7,6%.  21 % Polaków przynajmniej raz w miesiącu stołuje się poza domem, 32% jada „na mieście” rzadziej niż raz na 2-3 miesiące, są i tacy, którzy nigdy nie byli w restauracji (18%). Sumarycznie aż 15% badanych regularnie odwiedza lokale gastronomiczne, w zależności od zasobności portfela przeznaczając na posiłek 10-24 zł lub 25-35 zł. Kulinarne preferencje są najróżniejsze, chociaż w przeważającej większości mieszkańcy naszego kraju wybierają kuchnię polską, włoską lub amerykańską, zamawiając pizzę (39%), tradycyjne rodzime dania, takie jak przysłowiowy schabowy z kapustą  (31%), kebab (24%) i różnego typu makarony (23%). Co ciekawe -  najczęściej bywamy w pizzeriach (54%) i restauracjach z obsługą kelnerską (48%). Z sieciowych fast foodów korzysta 39% badanych. Stosunkowo dużą popularnością cieszą się posiłki zabierane „na wynos”, lub zamawiane „z dowozem”. Wśród nich najczęściej wymieniane są: nieśmiertelna pizza, kebab, chińszczyzna i hamburgery. Jednak dla dużej grupy osób, szczególnie tych, którzy mocno przywiązali się do tradycyjnego wizerunku polskiego domu, posiłki w restauracjach to coś w rodzaju fanaberii i nic nie zastąpi niedzielnego obiadu z rosołem w roli głównej. Przyznaję bez bicia – ja też to lubię, chociaż jadanie na mieście ma swoje uroki i jedną niewątpliwą zaletę – przy garach stoi ktoś inny.

(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości