Blog

.: L-4 :.

Data dodania: 19.02.2016

Na L-4 byłam ostatnio w poprzednim roku szkolnym, bo choroby gardła dopadają mnie dosyć regularnie. W tym roku, pomna stwierdzenia, że porządny nauczyciel choruje w wakacje i ferie, właśnie zażywam specyfiki przeciwgrypowe i popijam herbatę z sokiem malinowym – wszak przerwa semestralna rozpoczęła się w poniedziałek. Jednak nie zawsze chorzy zachowują się tak przykładnie  na zwolnieniu lekarskim. A może powinnam to ująć inaczej – nie zawsze ci, którzy przebywają na L-4, są naprawdę niezdolni do pracy.  Zdarza się, że wykorzystują wolne od pracy na remont mieszkania, prace porządkowe, dodatkowe zarobkowanie lub zagraniczną wycieczkę. Fikcyjne zwolnienia, podczas których załatwia się własne, prywatne sprawy, stały się w wielu przedsiębiorstwach czymś często spotykanym, żeby nie powiedzieć – normalnym. I choć wydaje się, że powszechnego przyzwolenia na takie działania nie ma (86% zatrudnionych, badanych przez CBOS odpowiedziało stanowczo, że potępia „lewe L-4”), to jednak co piąty pracownik przyznaje, że zdarzyło mu się skorzystać z takiego nieetycznego sposobu na zyskanie odrobiny wolnego. Nazywając rzeczy po imieniu, fikcyjne zwolnienie oznacza również wyłudzenie zasiłku chorobowego, co może być powodem wszczęcia dochodzenia prokuratorskiego. Częściej jednak to inspektorzy ZUS przyglądają się sposobowi wykorzystywania L-4, prowadząc wyrywkowe kontrole. Ich efektem w 2015 roku było skrupulatne sprawdzenie przez lekarzy orzeczników 584,1 tysięcy osób, korzystających ze zwolnień lekarskich i zakwestionowanie zasadności świadczeń w 24,6 tysiącach przypadków. W sumie ZUS cofnął lub zmniejszył zasiłki chorobowe na kwotę 200 milionów złotych. A przecież to tylko kropla w morzu – ze względu na procedurę wystawiania L-4, które musi być dostarczone do zakładu pracy w przeciągu 7 dni, w większości przypadków ubezpieczyciel otrzymuje informację o chorobowym w momencie, gdy pracownik, już wyleczony, wrócił do pracy.
Trzeba jednak pamiętać, że koszty utrzymania chorujących pracowników są niebagatelne i liczy się je w miliardach. Szacunki ZUS wskazują na 13 miliardów złotych w skali roku, eksperci Work Service mówią o kwocie niemal dwa razy wyższej – czyli o 23 miliardach. Wynika ona nie tylko z wysokości świadczenia, które przysługuje pracownikowi na chorobowym, ale również sum przeznaczonych na wynagrodzenia dla osób, które na czas choroby przejmują obowiązki nieobecnych. W przypadku absencji nie dłuższej niż 33 dni wszystkie koszty spadają na pracodawcę. Nic więc dziwnego, że właściciele przedsiębiorstw uciekają się do różnych sposobów, aby motywować pracowników do regularnego „bywania w pracy”. Często stosowanym rozwiązaniem jest system premii, przyznawanych tym, którzy nie chorują. Nie zawsze jest ono skuteczne – pracownik, który mimo potrzeby nie korzysta z L-4 też nie jest efektywny, a na dodatek może zainfekować współpracowników. Dużo lepszym sposobem wydają się być  programy medyczne i prozdrowotne, wprowadzane w firmach. Zachęcanie do zdrowego trybu życia, pakiety medyczne dla zatrudnionych, karnety na siłownię lub basen lub system finansowania szczepień przeciwko grypie skutecznie zmniejszają absencję. Zatem, jak niemal w każdym przypadku, ważny jest zdrowy rozsądek i zachowanie balansu pomiędzy kontrolą, profilaktyką i koniecznością.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości