Blog

.: niezapakowane vs PET :.

Data dodania: 6.04.2016

To, co chyba najbardziej zaskoczyło mnie w Niemczech to ogromna dbałość o recykling i nie wyrzucanie opakowań nadających się do powtórnego użycia. Tamtejsi mieszkańcy są przyzwyczajeni, że za każdą butelkę, również tę „plastikową” sprzedawcy pobierają kaucję, ale również każdą posiadaną „flaszkę” można odsprzedać  – zazwyczaj w automacie lub punkcie skupu umiejscowionym w każdym sklepie spożywczym. Nikogo nie dziwi, że młodzi ludzie kupują butelkowaną colę, szybko ją wypijają i puste opakowanie natychmiast odnoszą… Tak samo jest z puszkami po napojach – nikt nie wrzuca ich do kosza. Nawet pokojówki sprzątające w hotelach na zapleczu mają specjalne kontenery, do których podczas sprzątania zbierają pozostawione przez gości butelki, niezależnie od ich kształtu i rozmiaru. Takie działania pozwalają na mniejsze obciążanie środowiska naturalnego odpadami, które my, Polacy, tak często i bezmyślnie wrzucamy do śmietnika, a które później zalegają na wysypiskach.
Trudno zresztą się dziwić – współcześnie ludzi otacza wszechobecny plastik, a jego kubaturę można porównać do największych górskich masywów. Popularne butelki PET można spotkać w każdym zakątku globu, podobnie jak jednorazowe torebki czy kubki. Problem w tym, że większość substancji zawartych w opakowaniach rozkłada się nawet tysiące lat, o styropianie nie wspominając… Jeśli dodać do tego fakt, że takie pozostałości mogą wracać do naszego przewodu pokarmowego – w końcu od czasu do czasu używamy morskiej soli, zajadamy się owocami morza i rybami, które mogły mieć styczność z drobinkami tworzyw sztucznych z pochodzącymi z resztek opakowań dryfujących po wodzie. Co prawda biochemicy z niemieckiego Uniwersytetu w Greifswaldzie w ostatnim czasie odkryli bakterie Ideonella sakaiensis, żywiące się politereftalanem etylenu, czyli znanym nam wszystkim PET-em, ale proces unicestwiania związków wielkocząsteczkowych jest niezwykle powolny.
Może warto zastanowić się nad inicjatywami, które pozwalają na rezygnację z opakowań, szczególnie tych plastikowych. Pomysł, który warto wdrożyć na większą skalę jest prosty: sklep bez opakowań. Takie z powodzeniem funkcjonują na zachodzie Europy i w USA: klienci kupują produkty na wagę, a opakowania muszą sobie przynieść sami. Idea zawitała również do Warszawy – za sprawą Hiszpana Marka Navarro. Można w nim kupić produktami wysokiej jakości i po przystępnej cenie, sprzedawane wprost z oryginalnych worków i na miejscu ważone. W asortymencie znajduje się ponad 140 produktów, takich jak makarony, ryż, płatki śniadaniowe, mąka różnego rodzaju, chleb, jajka, olej, oliwa, miód, zboża i nasiona.
O coraz większej popularności bezopakowaniowego handlu niewątpliwie świadczy fakt, że dwa lata temu, w Berlinie, pomysłodawczynie supermarketu, do którego klienci przynoszą własne siatki, woreczki lub słoiki, w ciągu dwóch tygodni za pośrednictwem serwisu crowd-fundingowego zebrały 100 tysięcy euro na rozpoczęcie działalności. To dwa razy więcej niż przewidziały w kosztorysie przedsięwzięcia. Co więcej – biznes się kręci, i chociaż jak na razie jest z lekka niszowy, to z punktu widzenia ochrony środowiska jak najbardziej godny naśladowania.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości