Blog

.: przedsiębiorczość po hiszpańsku :.

Data dodania: 2.02.2017

Jak już zapewne pisałam w ostatnim czasie zdarza mi się podróżować po różnych krajach Europy. Tym razem dobre wiatry programu Erasmus+ przywiały mnie do Hiszpanii. Oprócz realizacji mocno napiętego grafiku zajęć mogłam również poobserwować życie przeciętnych mieszkańców Madrytu oraz przyjrzeć się przedsiębiorczości po hiszpańsku. Moja pierwsza refleksja związana jest z małym lokalem gastronomicznym gdzieś na Cale del Alcala. Właściwie można go określić mianem kafejki połączonej z piekarnią. Od samego rana – czyli od 7:00 aż do 21:30 było w nim pełno ludzi – czy to stojących w kolejce po świeże, wytwarzane na bieżąco na zapleczu, pieczywo, czy też pijących kawę, herbatę lub jedzących posiłek na miejscu. Czuło się naprawdę miłą, domową atmosferę, każdy klient witany był uśmiechem i sympatycznym „¡Hola!”, zaś ci bardziej zaprzyjaźnieni mogli liczyć również na uściski i chwilę rozmowy. Przez siedem dni pobytu codziennie rano biegłyśmy tam na śniadanie – kawę z grzanką z pomidorami, croissantem lub kanapką – wszystko na świeżo przyrządzane, a więc proste i pyszne, i w bardzo przystępnych cenach. To właśnie jeden z hiszpańskich sposobów na biznesowy sukces – tanio i smacznie. Dzięki takiej kombinacji w 3,2 milionowym mieście zawsze można liczyć na klientów, tym bardziej, że Hiszpanie lubią wychodzić z domu, jadać na mieście i spotykać się z przyjaciółmi, przy okazji regularnie zasilając portfele przedsiębiorców niewielkimi, aczkolwiek stale spływającymi kwotami. Na podobnej zasadzie działa sieć Museo del Jamon (w dowolnym tłumaczeniu: „Muzeum Szynki”) – założona w 1978 r. Początkowo, jeszcze w latach sześćdziesiątych był to sklep spożywczy, który szybko przekształcił się w delikatesy i skoncentrował swoją działalność na sprzedaży wędlin – w tym różnorodnych gatunków hiszpańskiej wędzonej szynki. Później oferta została poszerzona  – obok stoiska z certyfikowaną wędliną i serami z pojawiły się: piekarnia, w której o każdej porze można kupić świeże pieczywo i ciastka, bar z dużym asortymentem kanapek i słynnych hiszpańskich tapas oraz piwem i winem a także restauracja z obsługą kelnerską i tradycyjnym gorącym menu. Trzeba przyznać, że biznesowy pomysł chwycił, a w Museo del Jamon niemal cały czas są tłumy klientów. No cóż – smacznie i tanio: barowymi przekąskami za 10 euro spokojnie mogą się najeść trzy osoby, a w restauracji za porządny, dwudaniowy obiad wraz z napojami zapłaciłam 12 euro. Wczesnym popołudniem w Muzeum trudno jest znaleźć stolik: salę szczelnie wypełnia tłum urzędników, rodzin, osób starszych, które z dużym apetytem pałaszują obiadowe przysmaki delektując się stołowym winem i na deser wybierając zazwyczaj pieczone jabłka. Tak duża ilość osób w podeszłym wieku w restauracji to dla mnie zupełnie niezwykły widok – w Polsce przywykliśmy do tego, że babcie i dziadkowie stołują się po prostu w domu. Za to w Madrycie – jadają w Muzeum – tacy są kulturalni…  Wieczorami w stolicy Hiszpanii życie tętni w niewielkich barach, których przy każdej ulicy jest pełno. Mieszkańcy Madrytu wpadają tam na wino, piwo lub kolację złożoną z tapas i coca-coli, a cena niewielkiego zestawu nie przekracza 3 euro w kameralnym lokalu. Można zjeść przekąskę z bułki z kurczakiem polanym sosem czosnkowym, albo spróbować kromek bagietki wraz z sosem ze świeżych pomidorów i czosnku oraz rybą pokrojoną na długie kawałki przypominające nomen omen nasze przynęty do łowienia, albo zadowolić się klasyczną kanapeczką z wędzoną szynką i oliwą, albo… tu można naprawdę długo wymieniać, bo bogactwo hiszpańskich przekąsek jest naprawdę imponujące. W każdym razie – pustego baru na ulicach nie widać, wszędzie siedzą albo stoją tłumy ludzi w różnym wieku, rozmawiając ze sobą wzajemnie, podrygując w takt muzyki i uśmiechając się do siebie. Zupełnie inną kategorią restauracji są te, które wieczorem otwierają swoje podwoje dla turystów spragnionych hiszpańskich atrakcji. Wiele z nich oprócz posiłku oferuje różnego rodzaju występy artystyczne, w tym również pokazy flamenco. Jeden z wieczorów udało mi się spędzić z przyjaciółmi właśnie w takim miejscu. Impreza rozpoczęła się od posiłku – serwowano typowe hiszpańskie menu, a później rozpoczął się blisko dwugodzinny show. Wrażenia niezapomniane… Sala pełna, wszystkie stoliki zajęte i na dodatek, aby się „załapać”, trzeba je było rezerwować z wyprzedzeniem. Cena – cóż w tym przypadku typowo „turystyczna”, ale dla obcokrajowców raczej atrakcyjna.
Jaki jest zatem hiszpański sposób na biznes? Na pewno gastronomia, oparta o tradycyjne, niedrogie w przygotowaniu potrawy, niewygórowane ceny i obrót gotówkowy. I wszystko się kręci.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości