Blog

.: być albo nie być :.

Data dodania: 23.02.2017

Kiedy przed wielu laty brałam pierwszy kredyt mieszkaniowy, musiałam znaleźć żyrantów, czyli osoby, które potwierdzą moją możliwość spłaty zobowiązania, a w skrajnym przypadku wezmą na siebie cały ciężar niezapłaconych rat. Na szczęście nie miałam specjalnych problemów, chociaż nie powiem też, że chętni ustawiali się w kolejce. Być może przyczyną tak miłych doświadczeń z żyrantami była po prostu nieświadomość moich znajomych, mimo, że lojalnie zostali uprzedzeni, co może im grozić w przypadku zapaści finansowej w moim portfelu. A przecież podejmując decyzję o podżyrowaniu pożyczki lub kredytu trzeba mieć świadomość, że pochopna zgoda może spowodować poważne perturbacje w naszym życiu: odpowiedzialność i dłużnika, i pożyczkobiorcy jest solidarna, a każdy z nich odpowiada za dług do pełnej wysokości. Ponadto warto pamiętać, że wierzyciel ma przywilej podjęcia decyzji, od kogo zechce ściągnąć należność i zwykle wybiera tę osobę, w przypadku której będzie mu łatwiej. Nie sposób ukryć, że taki stan rzeczy często wykorzystują dłużnicy, którzy z różnych, czasem niekoniecznie „czystych” pobudek, przestają spłacać swoje zobowiązania, przerzucając ten ciężar na poręczyciela. Oczywiście nie można generalizować – nie każdy dłużnik jest oszustem i nie każdy żyrant spłaca nie swoje raty. Jednak Biuro Informacji Kredytowej podaje, że w ciągu trzech ostatnich lat liczba żyrantów spadła o więcej niż połowę (54,6%) i jak na razie wynosi 370 tysięcy. Poręczają oni 305 tysięcy kredytów, przy czym średnia kwota wnosi 38,9 tysięcy złotych. To więcej niż w latach poprzednich – w 2015 roku przeciętna wysokość żyrowanego zobowiązania wynosiła 37,1 tysięcy, a w 2014 – 30,8 tysięcy. Najczęściej kredytobiorcy potrzebują poręczenia w przypadku kredytów konsumpcyjnych, to aż 85% wszystkich podżyrowań ze średnią kwotą 31 tysięcy. Dużo wyższe są średnie kwoty poręczanych kredytów mieszkaniowych to przeciętnie 113,1 tysięcy.
Jak dużo żyrantów jest zmuszonych do spłacania nie swoich zobowiązań? Statystyki pokazują, że w takiej sytuacji postawiony jest co dziewiąty z nich. Co więcej, czasem nie mają oni świadomości, że dłużnik, za którego poręczyli, nie spłaca rat w terminie, bo bank najzwyczajniej w świecie nie informuje ich o tym fakcie. Dlatego wiadomość o konieczności wyłożenia własnej gotówki często spada na nich jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”. Aby tego uniknąć, eksperci radzą, by sprawdzać rzetelność spłacanych rat przez zasięgniecie informacji w BIK-u. Co więcej – często poręczający mają również własne zobowiązania. Ten problem dotyka 70% żyrantów.
Na kształt rynku kredytowego, a co za tym idzie na kwestię żyrantów, dosyć duży wpływ mają warunki ekonomiczne gospodarstw domowych. Analitycy twierdzą, że dzięki rządowemu programowi 500 plus i poprawiającej się koniunkturze rynku Polacy stali się zamożniejsi, a i banki wolą udzielać kredytów na wyższe kwoty, co powoduje odpływ osób o mniejszych zdolnościach kredytowych do firm pożyczkowych. Te ostatnie niespecjalnie zainteresowane są pozyskiwaniem żyrantów – wolą mieć kolejnego pożyczkobiorcę, dlatego klienci tych instytucji zaciągają zobowiązania wraz z matką, ojcem lub rodzeństwem… Z kolei duża część banków po porostu rezygnuje z zabezpieczenia kredytu przez poręczenie na rzecz ubezpieczeń. Oczywiście takie rozwiązanie podnosi całkowity koszt kredytu, ale zwolennicy takiego rozwiązania argumentują, że jest ono mniej uciążliwe dla klientów. Coraz częściej zdarzają się też sytuacje, że osoby bez historii kredytowej albo z kiepskimi perspektywami do spłaty po prostu otrzymują negatywną decyzję kredytową.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości