Blog

.: naczynia połączone :.

Data dodania: 26.03.2017

Jeszcze kilka lat temu w polskich miastach centra handlowe wyrastały jak grzyby po deszczu. Pomijam już kwestię nazwy – bo już od jakiegoś czasu słowo galeria przestało nam się kojarzyć z miejscem kontemplowania sztuki a stało się synonimem zakupów niezwiązanych bynajmniej z artystycznymi wytworami. Tymczasem kto wie, co stanie się z ogromnymi powierzchniami tradycyjnych sklepów za kilka lat – całkiem możliwy jest bowiem scenariusz dotyczący ich całkowitej likwidacji, zamiany na kompleksy mieszkaniowe albo przeznaczenie na zupełnie inny, trudny dzisiaj do określenia, rodzaj działalności. Dlaczego wśród specjalistów pojawia się taka teza? Wystarczy spojrzeć za ocean: w USA w ostatnim czasie zlikwidowano tysiące tradycyjnych punktów handlowych, a jak podają media w ciągu najbliższych miesięcy najprawdopodobniej dojdzie do zamknięcia ponad 3500 stacjonarnych sklepów. Tak źle w branży jeszcze nie było – przynajmniej jeśli chodzi o ostatnie dziesięciolecia. Liczba zlikwidowanych na początku 2017 roku sklepów odzieżowych Payless Inc. sięga 1000, RadioShack zamknęło 552, The Limited – 250, Family Chritian – 240, Wet Seal – 171. Trend dotyczy nie tylko dużych sieci handlowych, takich jak  JCPenney, Macy's, Sears lub Kmart, ale również tych mniejszych, przykładowo Crocs, BCBG, Abercrombie & Fitch lub Guess. Powodem takiego stanu rzeczy jest zmiana modelu biznesowego, polegająca na przeniesieniu handlu do sieci – całkowicie, jak w przypadku odzieżówki Bebe czy The Limited, lub częściowo, aby zmniejszyć straty związane z nierentownymi lokalizacjami – tak postąpiły Sears i JCPenney. Nie da się ukryć, że rynek e-commerce notuje ciągłe wzrosty, natomiast popularność tradycyjnych sklepów, co prawda wolno, ale jednak stale maleje. Niestety, magazyn Time, który w 1966 r. napisał, że „Sprzedaż wysyłkowa nie ma przyszłości, kobiety lubią wychodzić z domu na zakupy i wybrzydzać” nie wykazał się specjalną trafnością w swoich prognozach i zupełnie nie przewidział współczesnych trendów. Tymczasem, może trochę w zgodzie z zasadą, że wszystko, co amerykańskie musi być „naj” – najlepsze i największe, najokazalsze itp., okazuje się, że na jednego mieszkańca USA przypada 2,18 metra kwadratowego powszechni handlowej. To więcej niż w Kanadzie (1,53 metra kwadratowego) i Austalii (1,03). Z kolei prawa rynku są nieubłagane: zmieniające się nawyki konsumenckie spowodowały w latach 2010-2013 spadek wizyt w centrach handlowych o połowę – przynajmniej tak twierdzą analitycy z przedsiębiorstwa Cushman & Wakefield zajmującego się nieruchomościami. Oznacza to, że „galerie” przestają być potrzebne – brak sklepów stacjonarnych topowych marek przekłada się na mniejszą liczbę klientów, a co za tym idzie spadek rentowności wielkopowierzchniowych obiektów. To poważny kłopot dla właścicieli centrów handlowych – analitycy twierdzą, że 30% z nich musi szukać innego zastosowania dla budynków którymi zarządzają. Kto wie, może coraz bardziej popularne będzie to, co zrobił z najstarszym centrum handlowym w USA deweloper Evan Granoff. Kiedy w 2008 roku okazało się, że prawie 200-letni budynek w centrum Providence nie ma wystarczającej liczby najemców, właściciel zdecydował o przeznaczeniu najwyższej kondygnacji na mikroapartamenty. Cena najmu zaczyna się od 550 dolarów miesięcznie, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość – rotacja mieszkańców nie jest duża, za to na każdy zwalniany  lokal ustawiła się kolejka potencjalnych najemców.
Czy taka przyszłość czeka nasze Złote Tarasy lub Galerię Mokotów – jak na razie trudno wyrokować, jednak trzeba pamiętać, że handel internetowy oraz tradycyjny wraz z powierzchniami handlowymi tworzą skomplikowany system naczyń połączonych – i to nie tylko za pomocą jednej relacji.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości