Blog

.: oj, nie tak :.

Data dodania: 11.03.2011

Czy zdarza Wam się korzystać ze sklepów internetowych lub dokonywać transakcji na Allegro? Mnie tak, ale zanim to zrobię, bardzo dokładnie czytam opinie- zarówno o sprzedawcy, jak i o produkcie. No i niestety, czasem zdarza mi się „namierzyć” jakiegoś internautę, zachwalającego dość „namolnie” daną markę lub wyrób na kilku lub nawet kilkunastu forach. Takie pochlebne opinie, zamieszczane przez podstawione, i często opłacane osoby, to przykład astroturfingu – taktyki stosowanej przez niektóre firmy dla podniesienia popularności i zwiększenia zainteresowania jej produktami lub usługami.
Sam termin wywodzi się od nazwy amerykańskiej firmy AstroTurf, która w latach sześćdziesiątych zasłynęła produkcją i sprzedażą sztucznej trawy – zawsze zielonej, trwałej… ale nieprawdziwej. Tak samo jest z fabrykowanymi na zlecenie komentarzami zamieszczanymi na blogach, Facebooku, Twitterze lub w serwisach typu social shopping, zbierającymi opinie internautów na temat konkretnych firm i ich oferty. Dla wielu konsumentów taki przekaz jest bardziej wiarygodny niż reklama – dlatego astroturfing działa całkiem nieźle aż do momentu, w którym autor opinii nie zostanie zdemaskowany.
Powstaje jeszcze pytanie – czym opisywane zjawisko różni się od marketingu szeptanego? Odpowiedź jest prosta – spontanicznością! Dlatego w przypadku pozytywnego plotkowania o firmach i wyrobach – jestem zdecydowanie na TAK, zaś sztucznym zielonym dywanikom – zdecydowanie mówię: NIE.
A tutaj i tu fragmenty astroturfingu dla tych, którym nie chce się w sieci szperać.

(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości