Data dodania: 21.03.2012
Czy wiecie, czym jest współczynnik Giniego?
To miernik rozpiętości płac w danym społeczeństwie . Jego zerowa wartość oznacza brak rozwarstwienia dochodowego, co przekłada się na równe zarobki wszystkich mieszkańców. Oczywiście taka sytuacja jest jedynie hipotetyczna, bo nawet w czasach gospodarki centralnie sterowanej, kiedy w dużej części przedsiębiorstw obowiązywało hasło: „Czy się stoi czy się leży dwa tysiące się należy!”, to różnice płacowe były mocno widoczne, a współczynnik kształtował się na poziomie 35%.
Obecnie nikogo raczej nie dziwi fakt, że wysokość dochodów jest zróżnicowana, w końcu w dużej mierze zależy od tego, jak wiele wysiłku włożymy w wykształcenie i poszukiwanie dobrze płatnej posady. Z drugiej strony – nie są to jedyne czynniki determinujące wysokość płac – zależy ona także od predyspozycji fizycznych, psychicznych i umysłowych jednostki, zaangażowania w pracę, wykonywanego zawodu, miejsca zamieszkania, kondycji finansowej przedsiębiorstwa, w którym jesteśmy zatrudnieni. Ale wróćmy do współczynnika – obecnie średnia unijna wynosi 30,4%. Nasz polski wskaźnik powoli zbliża się do tego pułapu – obecnie wynosi 31,1, co według specjalistów oznacza coraz lepszą redystrybucję dochodów w naszym kraju oraz szybki wzrost wynagrodzeń, w tym również płacy minimalnej (od stycznia 2012 1500 zł brutto).
Czy oznacza to, że powoli zbliżamy się do gospodarczego dobrobytu? Amerykański ekonomista Robert J. Barro z Harvard University, wyraża przekonanie, że duże rozwarstwienie płac to cecha krajów bardzo szybko rozwijających się, zaś w miarę, jak kraj bogaci się, rozpiętości te maleją. Jak jest u nas?
(kaga)