Blog

Podobno świetnym miernikiem gospodarczej prosperity są sklepy z damską odzieżą, a raczej to co wisi w nich na wieszakach. Im lepsza koniunktura – tym krótsze spódniczki – i na odwrót: moda maxi zwiastuje spowolnienie i recesję.

Podobno ma to związek z optymizmem konsumentek – bardziej pewne siebie i stabilności finansowej zdecydowane są odsłonić nogi. Tę korelację pomiędzy odzieżowymi trendami a wielkością PKB odkrył jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego wieku amerykański ekonomista George Taylor i na podstawie obserwacji sformułował teorię określaną mianem hemline index. Można ją przełożyć również na giełdowe indeksy, więc świetną ilustrację znajdziecie tutaj i tu.

Podobnie ma się sprawa z krawatami – ekstrawaganckie, krzykliwe i wyraziste kolory zwiastują poprawę gospodarczej kondycji. To tzw. tieconomics.

Równie nietypowym miernikiem może być ilość zakupionych szminek – te w czasie kryzysu stają się jedyną namiastką luksusu i są chętnie kupowane. To tzw. „wyprzedzający wskaźnik szminki" (Leading Lipstick Indicator) zaobserwowany przez Leonarda Laudera, prezesa firmy kosmetycznej Estee Lauder.

Amerykanie posunęli się nawet do łączenia gospodarczej koniunktury z okładkami Playboya. Im młodsze i szczuplejsze modelki na froncie i rozkładówce czasopisma – tym widmo kryzysu mniej groźne. Ponoć sprawdzoną metodą jest również zliczanie ilości sprzedanych biletów na seanse kinowe lub spektakle teatralne. Są one bardzo popularne w czasie recesji – bo pozwalają zapomnieć o kłopotach i choć na chwilę oderwać się od otaczającej rzeczywistości.

I jeszcze jeden sposób: Hair Index, który łączy recesję ze spadkiem obrotów w salonach piękności. W „gorszych” czasach klienci oszczędzają – wybierając tańsze usługi i ograniczając zabiegi pielęgnacyjne.

Zatem życzmy sobie mody mini, kolorowych krawatów, częstych wizyt w salonie fryzjerskim i na wszelki wypadek ograniczmy kupowanie szminek!

(kaga)