Blog

.: kobiece kwoty :.

Data dodania: 15.11.2012

kobietaJestem za, a nawet przeciw – chciałoby się powiedzieć w odniesieniu do najnowszej propozycji Komisji Europejskiej, czyli dyrektywy nakazującej obsadzanie kobietami minimum 40% miejsc w radach nadzorczych spółek giełdowych. Tak ma być w już 2020 roku, a przedsiębiorstwa, które nie dostosują się do urzędowego nakazu mają być ukarane grzywną lub sądowym unieważnieniem decyzji związanych z wyborem rady.

Szczerze mówiąc, trudno mi zgodzić się z faktem, że ktokolwiek miałby otrzymać stanowisko ze względu na płeć.

Zgadzam się z dążeniami środowiska kobiecego, mającymi na celu jednakowe, równe traktowanie pracowników. Rozumiem, że my, kobiety, chcemy aby kartą przetargową podczas awansu były kwalifikacje i umiejętności, a nie fakt czy komuś zakładanie spódnicy przystoi, czy nie. W całej rozciągłości popieram likwidację szklanych sufitów i lepkich podłóg.

Jednak uważam, że wprowadzanie parytetów wcale problemu nie załatwi, a może nawet zaszkodzić idei równouprawnienia, a raczej równego traktowania – bo jeśli 60% foteli zajmą mężczyźni, to kolejny otrzyma nie ten, kto jest po prostu lepiej przygotowany, lecz ten, kto jest kobietą. Nie sądzę również, żeby kwotowe przyznawanie miejsc w radach nadzorczych sprawdziło się w praktyce – tu wspaniałym przykładem są „złote spódniczki”. Takim mianem określa się kobiety, które zawsze aktywnie uczestniczyły w życiu gospodarczym, zaś po wprowadzeniu parytetów w Skandynawii stały się wręcz rozchwytywane – najbardziej „pracowita” zasiada w radach nadzorczych aż 30 spółek. I właściwie wcale mi nie przeszkadza, że wśród Global500 kobiety są CEO jedynie w 18 spółkach, a w Polsce wśród szefów największych przedsiębiorstw płci pięknej nie uświadczysz. Wiem – narażam się, ale tak sobie myślę, że może to i dobrze, że decyzję KE musi zatwierdzić Parlament Europejski oraz kraje członkowskie UE.

(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości