Blog

W świetle obiegowych twierdzeń to konsument jest królem rynku, jednak w praktyce nie zawsze wygląda to tak różowo. Weźmy na przykład kredyty: tu król rynku może jedynie wybrać pomiędzy jedną albo drugą, raczej standardową, ofertą. Czasem może poprosić o pomoc pośrednika finansowego, którego zadaniem jest negocjowanie stawek – jednak w praktyce nie zawsze ma gwarancję, że nie został wmanipulowany w kredyt z banku, który za pośrednictwo zapłaci największą prowizję. Zatem i tak źle, i tak niedobrze. Może właśnie stąd narodził się pomysł kredytowej giełdy. Jej ideą jest to, że to banki odpowiadają na ofertę klienta, który przedstawia do wglądu oświadczenie o własnej swoją sytuacji finansowej oraz ramowe oczekiwania, choćby związane z walutą lub wysokością potencjalnych rat. Dzięki takim informacjom bank może oszacować zdolność kredytową i w ciągu trzech dni opracować, a nawet „podrasować” indywidualnie dobraną ofertę, która pojawi się na koncie klienta w specjalnie przygotowanym serwisie Proferto.pl. Na koniec pozostaje tylko wybrać najkorzystniejszą propozycję i sfinalizować umowę – już nie drogą elektroniczną, ale formalnie, w sposób przewidziany przez bankową placówkę. A w systemie Proferto znajduje się ich aż , a może tylko, 11. Prowizję płaci wygrany – czyli bank, z którego propozycji skorzysta klient. Właściciele portalu podają, że z każdym wynegocjowali podobne stawki, dlatego też niespecjalnie zależy im, którą ofertę uwzględni kredytobiorca – ważne, żeby wybrał którąkolwiek. To dlatego na internetowej stronie znajdziemy nośne hasła reklamowe - „W odpowiedzi na Twoje potrzeby”, „Przegląd ofert, stworzonych dla Ciebie, prosto z domowego fotela: szybko, wygodnie i przede wszystkim bezpiecznie!”, „Bez gwiazdek i haczyków”. Czy naprawdę tak jest – miejmy nadzieję, podobnie jak w kwestii poufności danych podawanych we wstępnej deklaracji – bo Proferto nie ma prawnego obowiązku ich ochrony tak jak banki objęte tajemnicą bankową. Czyli znowu obowiązuje powiedzenie: jest ryzyko, jest zabawa!
(kaga)