Blog

Wśród polskich konsumentów dosyć powszechne jest przekonanie, że na w starciu z dużą firmą stoją na przegranej pozycji, zatem nie warto zbytnio angażować się w dochodzenie swoich praw. Trochę inną postawę prezentują Amerykanie – ci nie boją się walczyć o swoje, nawet gdy pozwanym jest taki gigant jak Apple. Poszło o niewłaściwe praktyki rynkowe związane z zakupami w AppStore. Niezadowoleni klienci wystosowali pozew zbiorowy do Federalnej Komisji Handlu (FTC), skarżąc się, że jednorazowy w ich przekonaniu zakup rozszerzenia do gry, niekoniecznie kończył się na jednej transakcji. Aby zrozumieć, dlaczego tak się działo, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że duża ilość aplikacji na iPhone'a lub iPada jest darmowa, płatne zaś są wszystkie dodatki. Można je bardzo łatwo zakupić – wystarczy tylko wybrać opcję „in app”, co z kolei pociąga za sobą konieczność wprowadzenia numeru karty kredytowej. I tu dochodzimy do sedna: w przypadku kupowania gier komputerowych, zazwyczaj decyzję podejmują dzieci, rodzice są jedynie stroną finansującą. Zatem po dokonaniu formalności związanych z płatnością za wybrane rozszerzenie, dorośli przestawali się sprawą interesować, gdyż w ich przekonaniu transakcja została zakończona. Tak jednak nie było. Każdorazowo po wprowadzeniu danych dotyczących posiadanej karty przez 15 minut na portalu istniała możliwość dokonywania kolejnych zakupów, z czego skwapliwie korzystały dzieci. Niefrasobliwość rekordzisty kosztowała 2600 dolarów, czyli w przeliczeniu na złotówki ponad 7900. Łącznie najmłodsi klienci wydali w ten sposób co najmniej 32,5 mln dolarów. Na szczęście dla klientów FTC doprowadziło do zawarcia ugody pomiędzy pozywającymi rodzicami a gigantem z Cupertino, dzięki której konsumenci odzyskają wydane nieświadomie pieniądze. Jednak Apple nadal będzie mógł utrzymać 15 minutowy czas opłaconego dostępu do oferty sklepu, jednam musi wyraźnie informować o tym fakcie. To chyba dosyć uczciwe rozwiązanie, prawda?
(kaga)