Blog

Narzekania Polaków na koszty utrzymania gospodarstw domowych nie cichną od wielu lat. Nie znam nikogo, kto nie utyskiwałby na wysokość rachunków za prąd, gaz, miejskie ogrzewanie czy dostarczaną ciepłą wodę. Jednak na pocieszenie zbolałych serc wszystkich finansujących domowe rachunki – wszak podobno nic nie cieszy tak, jak cudze nieszczęście – można przytoczyć przykład Hiszpanii, która od 2008 podniosła ceny energii elektrycznej aż o 60% - to europejski rekord. Od stycznia 2014 ceny wzrosły o 2,5%, a teraz władze wpadły na jeszcze jeden, całkiem niecodzienny pomysł.  Od drugiego kwartału, w myśl rządowego projektu, ceny prądu mają być ustalane z dnia na dzień. Co więcej – mogą się zmieniać co godzinę, a dokładne informacje użytkownicy znajdą w Internecie. Teoretycznie  takie rozwiązanie może pomóc przeciętnemu konsumentowi w zmniejszeniu kosztów zużycia energii, o ile  na godziny z tańszą taryfą zaplanuje on te bardziej energochłonne prace: pranie, odkurzanie, prasowanie czy „puszczenie” zmywarki. Wymaga to jednak iście matadorskich zdolności: śledzenia informacji na bieżąco, programowania domowych urządzeń tak, by włączały się o określonej porze często może przypominać korridę. Co więcej, precyzja i  wykorzystywanie tanich minut na niewiele się zdadzą, jeśli zużycie mierzone jest miernikiem starego typu, a takie zamontowane są w większości hiszpańskich mieszkań i domów. Jedynie 10% gospodarstw domowych dysponuje inteligentnymi, elektronicznymi licznikami i tylko dzięki nim rachunki mają szansę się obniżyć. Większość rodzin zapłaci cenę uśrednioną – i wszystko wskazuje na to, że wyższą niż dotychczas. Jednym słowem – w teorii miało być taniej, praktyka wydaje się być inna. Nie da się ukryć, że styczniowy deficyt koncernów energetycznych przekroczył 26 mld euro, zatem każdy sposób na jego zmniejszenie jest dobry. Niestety, wygląda na to, że przynajmniej część zostanie pokryta z konsumenckich opłat.
(kaga)