Blog

.: dla kosmetykomaniaczek :.

Data dodania: 13.05.2014

Od jakiegoś czasu śledzę sobie bloga i „fejsbukowego fanpejdża” (fatalnie wygląda to sformułowanie w spolszczonej wersji) jednej z moich dawnych uczennic. Muszę przyznać – do makijażu ma dziewczyna talent! Fotografie, na których dokumentuje swoją twórczość zaskakują feerią barw, niespotykanymi połączeniami kolorów, precyzją aplikowania cieni… oj, długo by pisać. Inna sprawa, że wszystkie te kosmetyki muszą sporo kosztować – takie są bowiem prawidłowości rządzące tym segmentem rynku. Niezależnie od tego, czy makijażowe upiększacze są pakowane do pojemniczków z logo Diora czy też do pudełeczek firm z niższej półki cenowej, przy ich produkcji stosowane są te same komponenty. Różnica pojawia się w momencie dystrybucji: najbardziej „chodliwe” kolory wędrują do supermarketów, dzięki czemu cienie, róże, pudry czy pomadki można kupić naprawdę tanio. Mniej popularne odcienie dostępne są jedynie w wyspecjalizowanych sklepach kosmetycznych, a za oryginalną tonację trzeba zapłacić dużo więcej. Nie każdą pasjonatkę makijażu stać na cień do powiek za pięćdziesiąt i więcej złotych lub szminkę za stówę! Możliwe jednak, że już wkrótce każda klientka będzie sobie mogła pozwolić na kolorową make-upową ekstrawagancję. Z pomocą przyjść może MINK – niewielka drukarka 3D, która umożliwia wydruk kosmetyku w dowolnym kolorze wskazanym na palcie RGB. To wynalazek Grace Choi, absolwentki Harvard Business School, która swój pomysł dedykuje dziewczynom w wieku 13 a 21 lat, czerpiącym makijażowe wzory wprost z internetu. Wystarczy, że znajdą wartości heksadecymalne wymarzonego koloru, wprowadzą je do panel sterowania drukarki i już za chwilę będą mogły cieszyć się „mazidłem” w wybranym odcieniu i nasyceniu. Drukowane kosmetyki nie będą droższe niż te z supermarketu, a niewątpliwą korzyścią będzie niemal niezliczona liczba barw, odcieni czy nasycenia. To dopiero będzie rewolucja!
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości