Blog

Korki na drodze to koszmar każdego kierowcy: czas upływa na bezproduktywnym wciskaniu na przemian pedału gazu, sprzędła i hamulca, zza zaciśniętych zębów raz po raz wyrywa się niecenzuralne słowo, dłonie nerwowo bębnią w kierownicę, a do upragnionego celu podróży ciągle jest daleko. Pół biedy, jeśli są to zdarzenia okazjonalne, spowodowane nieszczęśliwym splotem okoliczności. Zazwyczaj jednak długie oczekiwanie na możliwość kontynuowania jazdy to przypadłość chroniczna, która dotyka głównie mieszkańców dużych miast. Nie bez powodu różnorakie organizacje próbują opisać problemy transportowe w największych aglomeracjach. Przykładem takiego posunięcia jest raport: Koszty korków w 7 największych miastach Polski, już po raz trzeci opracowany przez firmę doradczą Deloitte i serwis Targeo.pl. Z tego najnowszego wynika, że chociaż koszty stania w korkach znacznie, bo o 52 mln zł, spadły to jednak rocznie wcale nie są małe: wynoszą 3,46 mld zł. W przeliczeniu na jednego kierowcę to blisko 3 tysiące zł, które można by spożytkować dużo bardziej produktywnie. Imponująca jest metodologia przeprowadzenia badań: zmierzono prędkości przejazdu ponad 100 tysięcy aut na wyznaczonych, newralgicznych odcinkami dróg, oczywiście w dni robocze. Dla potrzeb obliczeń przyjęto, że stanie w korku wiąże się z kosztem utraconych korzyści wynikających z aktywności zawodowej.
To naprawdę syzyfowa praca, ale pozwoliła na zebranie danych o sytuacji na miejskich arteriach, ich analizę i przeprowadzenie obliczeń. A skoro już została wykonana, trudno nie pójść o krok dalej. Tak więc z inicjatywy Deloitte i Indigo, przy współpracy z firmą Hator na skrzyżowaniu al. Jerozolimskich z Marszałkowską, na dachu budynku Cepelii, obok licznika długu publicznego pojawił się nowy, informujący o kosztach stania w korkach na ulicach stolicy. Kierowcy na bieżąco będą mogli sprawdzić, jak dużo tracą i ile mogą zyskać omijając najbardziej zatłoczone miejsca. Korków pewnie to nie rozładuje, ale zawsze zwiększy świadomość o ich wpływie na gospodarkę.
(kaga)