Blog

.: owocowy biznes :.

Data dodania: 3.10.2015

W ostatnim tygodniu miałam okazję uczestniczyć w seminarium „ENTREPRENEURSHIP. ON THE WAY. ORIENTATION AND PRE-EMPLOYMENT” zorganizowanym przez AGRUPAMENTO DE ESCOLAS JOÃO DE ARAÚJO CORREIA, ESCOLA SECUNDÁRIA - PESO DA RÉGUA. Jak możecie się domyślić, tego typu konferencje mogą być nużące, szczególnie gdy kolejne wystąpienia właściwie ukazują to samo podejście (w tym przypadku do rozwijania przedsiębiorczości wśród młodzieży) i odnoszą się do podobnych metod. Ten wątek pozwolę sobie w tym miejscu uciąć, aby powrócić do niego w którymś z kolejnych wpisów. Jedno jest pewne – kolejni mówcy prezentowali swoje wystąpienia zmierzając do tej samej puenty, i mimo, że Portugalczycy z natury mówią z ogromną ekspresją i w dodatku „rękami”, wszystko wydawało się po prostu nudne... aż do momentu, gdy przed publicznością pojawił się ON. Szczupły, mocno opalony mężczyzna, w kolorowej czapce z daszkiem i koszulce z napisem: Zé Picolé. So Funny, So Fruit, So Good, przyszedł opowiedzieć o własnym pomyśle na biznes. Jak wiele przedsiębiorczych projektów, również i ten narodził się z potrzeby chwili. Ricardo França Silva – człowiek o dużej gamie zawodowych doświadczeń (począwszy od wolontariatu w różnych instytucjach; poprzez pracę w obozach wakacyjnych, w więzieniach, w kawiarni, restauracji, na stacjach benzynowych; poprzez działania w slumsach i osiedlach mieszkaniowych, a skończywszy na  tworzeniu projektu edukacyjnego da Escola da Ponte) nagle został bez pracy i bez jakichkolwiek pieniędzy. Od Brazylii, w której się urodził i dorastał, dzielił go cały ocean – nie tylko w aspekcie geograficznym, ale i mentalnym – życie w Europie i zdobywanie doświadczeń na Starym Kontynencie zmieniły sposób patrzenia na świat. Tymczasem w Portugalii, z uwagi na kryzys, szanse na znalezienie zatrudnienia były nikłe. Ricardo postanowił więc sięgnąć do brazylijskich korzeni, i zaczął… produkować lody. W plastikowe pojemniczki wlewał zmiksowane owoce, wkładał drewniany patyczek, mroził… i sprzedawał na plaży, podczas plenerowych imprez i eventów. Sezonowe owoce albo dostawał, albo kupował za bezcen, przez co jego sorbety były naprawdę tanie, a przy tym zdrowe (tu ukłon w stronę naszego MEN i przepisów regulujących zasady dożywania dzieci w szkole). Zresztą, słowo produkcja raczej nie było, i nadal nie jest adekwatne do rozmiarów przedsięwzięcia, mimo, że firma z upływem czasu zaczęła się rozrastać, dzięki pozyskiwaniu środków w crowdfundingu. Ricardo França Silva nie byłby sobą, gdyby lodową działalność prowadził jedynie z korzyścią dla siebie. Zaczął rozwijać sieć przyjaznych ludzi, firm i organizacji, włączając w swoje działania ludzi wykluczonych ekonomicznie i społecznie. Oznacza to, że projekt Zé Picolé stał się przykładem przedsiębiorstwa socjalnego, pięknie wpisującego się w nurt społecznej ekonomii – z jednej strony pozwalając na zaspokojenie potrzeb całej grupy współpracowników, z drugiej oferując klientom doskonały produkt za niewielką cenę. Z lodami Zé Picolé można zetknąć się podczas szeregu plenerowych imprez i przedsięwzięć, a Ricardo França Silva promuje swój pomysł na Facebooku oraz podczas licznych konferencji, spotkań czy seminariów poświęconych szeroko pojętej przedsiębiorczości.
Przyznaję, że wystąpienie twórcy Zé Picolé zrobiło na mnie wielkie wrażenie – chociaż w naszych polskich realiach taki biznesowy projekt raczej nie miałby szansy na przetrwanie… Przepisy prawa zdusiłyby go w zarodku. I to jest niefajne.
(kaga)

Komentarze ():

Partnerzy Olimpiady Przedsiębiorczości